Dzieci gotują Dzieci w różnych krajach i kulturach Wszystkie kategorie

Sernik z aligatora i ropucha w dziurze

23 października 2010

 

Książka Pauliny Wierzby „Co jedzą ludzie?” pojawiła się w naszym domu już kilka tygodni temu, ale wciąż cieszy się niesłabnącym czytelniczym powodzeniem.

Co jedzą ludzie?

Wolimy nie czytać jej jednak przed porą jakiegokolwiek posiłku, choć staramy się być oczywiście wolni od stereotypowych poglądów na kulturę;) Wciąż pamiętam – czytany już dość dawno w książce „Dzieje smaku” – wywód Ludwika Stommy o tym, że skład naszego codziennego menu jest kwestią zupełnie przypadkową, zależną jedynie od społecznej umowy, warunków życia i czasu w którym się urodziliśmy.

Lektura „Co jedzą ludzie?” może rzeczywiście przekonać do tej teorii.

 

Czy żyjąc w Afryce jedlibyśmy pędraki, mrówki i tarantule, a mieszkając w Nowym Orleanie zajadalibyśmy się sernikiem z dodatkiem mięsa aligatora?

Paulina Wierzba "Co jedzą ludzie?"

Niedawno czytałyśmy przecież historię afrykańskiej podróży Kazimierza Nowaka, który też smakował różnych niesamowitych potraw. Robi tak wielu podróżników. Ja również jadłam haggis na szkockiej farmie, ślimaki we Francji i mięso kangura w pewnej restauracji. Jednocześnie mieszkając w Polsce nie wzięłabym do ust flaków, kaszanki czy czerniny.

Flaki

Czytamy więc książkę i dużo rozmawiamy, o innych krajach, o tym czy ludzie są dziwni czy nie, dlaczego niektórzy ryzykują życiem jedząc trującą japońską rybę, a inni są tak biedni, że pieką – wcale nie dla zabawy – ciasteczka z błota.

 

Opis potraw, zwyczajów jedzeniowych i historii niektórych dań jest fascynujący. Zachęca do poszukiwań, choć chyba trudno byłoby skusić jakiegokolwiek czytelnika do kulinarnych prób inspirowanych tą lekturą. Zamiast tego, spróbowałyśmy z dziewczynkami przypomnieć sobie potrawy, które wcale nie wydają nam się obrzydliwe, mają natomiast cokolwiek dziwacznie brzmiące nazwy. Poznaniacy znają na pewno „ślepe ryby” czy „parzybrodę”, a wszyscy inni „gołąbki” i „ptasie mleczko”, które to dania nie są wcale tym na co wskazuje ich nazwa.

 

Podobnie ma się sprawa z tradycyjną angielską zapiekanką o jakże zachęcającej nazwie – Toad in the holeRopucha w dziurze.

Tę właśnie potrawę postanowiłyśmy zrobić dziś na kolację.

Wykorzystałyśmy kilka parówek i ciasto naleśnikowe (puddingowe) złożone z 2 jajek, kubka mąki, łyżki stopionego masła, wody i przypraw ziołowych. Parówki zostały podsmażone i ułożone w cieście, wylanym wcześniej do żaroodpornego naczynia. Całość zapiekała się ok. 15 minut i została podana w towarzystwie keczupu i surówki.

Ropucha w dziurze

Jak na nasze rodzinne przyzwyczajenia, zapiekanka jest jednak daniem dość ciężkim, mimo to zjedzonym z apetytem. Najbardziej cieszyło jednak dziewczynki wypowiadanie nazwy potrawy, zwłaszcza kiedy zapraszały na degustację swojego lekko zaskoczonego tatę:)

/

Podobne Wpisy

Komentarze

  • Odpowiedz Yrsa 24 października 2010 o 18:59

    Na pytanie postawione w tytule książki ” Co jedzą ludzie?” można odpowiedzieć “Ludzie jedzą wszystko”, ale nie wszyscy jedzą wszystko . Ja, do Twojej listy potraw ” niejadalnych” pochodzących z naszego regionu dodałabym jeszcze :golonkę , salceson , wątrobiankę i zupy: rumpuć,korbolowa, kiszczonka i wszelkiego rodzaju podroby oraz szpinak.
    Uwielbiam szare kluchy z kwaśną kapustą i oczywiście ziemniaki na różne sposoby , a najbardziej w mundurkach .
    Część mojej rodziny wyemigrowała i podczas ich odwiedzin nasza kuchnia też się zmienia , część potraw odrzucamy , ale są i takie , które przyjmują się i zostają na dłużej w naszym jadłospisie.
    Te parówki na przekór nazwie wyglądają apetycznie.
    Pozdrawiam Yrsa

  • Odpowiedz Mammamisia 25 października 2010 o 06:40

    U nas ostatnio większość potraw musi posiadać coś z kowbojskiej nazwy wtedy zjedzone jest z apetytem. Bo o ile ładniej brzmi dla 4 latka kowbojskie kwadraciki niż kotlet z polędwicy pokrojony w kosteczki. Na taką lekturę u nas stanowczo za wcześnie, ale podoba mi sie pomysł na rozmawianie z dzieckiem o innych krajach kulturach o ich życiu i tym co jedzą.
    Pozdrawiamy Iza z synkami.

  • Odpowiedz Agnieszka (Pikinini) 28 października 2010 o 05:43

    Yrso,
    przypomniałaś mi o innych poznańskich potrawach – salcesonu i golonki też nie lubię. A pyrki z gzikiem należą do naszych ulubionych dań:)
    Izo,
    nie tylko dzieci wolą chyba jak potrawa ma fajną nazwę. Zobaczmy jak wyglądają menu restauracyjne! Pozdrawiamy małych kowbojów:)

  • Odpowiedz Zorro 009 29 października 2010 o 22:25

    Właśnie oglądałam reportaż o tym, co ‘się je’ w Azji (a nie powinno). M.in. hiacynty i paprocie. 😉

  • Odpowiedz Agnieszka (Pikinini) 30 października 2010 o 15:44

    Paprocie rzeczywiście nie brzmią apetycznie, ale hiacynty…na nie skusiłabym się już prędzej;)

  • Odpowiedz