Dzieci w różnych krajach i kulturach Wszystkie kategorie

Edukacyjne dylematy – druga relacja z Wielkiej Brytanii

16 maja 2009

 

„…dziecko rodzi się wszechstronnie uzdolnione, z pełną możliwością rozwoju we wszystkich kierunkach, potencjalną wybitną inteligencją i zadatkami na rozwijanie wielkiej twórczości oraz dużym talentem społecznym. Trzeba tylko stworzyć mu możliwość maksymalnego ich rozwoju. Rodzina i środowisko mogą zapewnić mu pełną realizację uzdolnień lub zaprzepaścić je bezpowrotnie.” – to słowa, współczesnego badacza zdolności umysłowych, D.Lewis’a, umieszczone na początku czytanej właśnie przeze mnie książki Danuty Czelakowskiej „Inteligencja i zdolności twórcze dzieci w początkowym okresie edukacji”. Mimo całego pozytywnego ładunku, który niosą, mogą jednak powodować rodzicielskie przerażenie, poczucie przygniecenia odpowiedzialnością i po prostu „zjeżenie włosa na głowie”.

Na szczęście, kontynuując czytanie tej książki, wypełnionej nazwiskami wybitnych psychologów i pedagogów, upewniam się, że ciągle nie znaleziono jedynie słusznej drogi edukacyjnej wiodącej efektywnie do wiedzy, ale i do szczęśliwego dzieciństwa.

 

My rodzice, wkraczając z dziećmi w progi szkolne, stykamy się właściwie już tylko z echem pedagogicznych teorii. Z jednej strony słyszymy deklaracje o bezstresowym sposobie weryfikacji wiedzy w pierwszych klasach szkoły podstawowej: słoneczkach i pszczółkach zamiast ocen, ale jednocześnie, już od „zerówki” mówi się nam o testach kończących szkołę i wiemy, że tak naprawdę jedynie ich wynik jest ważny w całym oświatowym systemie.

 

Podobnie niestety jest też w innych krajach. Jak pisze moja przyjaciółka, mieszkająca od 8 lat w Wielkiej Brytanii:

 

W szkołach angielskich nie ma specjalnego nacisku na sukces w niższych klasach szkolnych. Podkreśla się wagę tzw. umiejętności społecznych czyli umiejętność autoprezentacji, zawierania znajomości i pracy w grupie. Jest to stale monitorowane przez system edukacji.

Natomiast duży nacisk na sukces, widoczny jest już od początku wśród rodziców dzieci. Jest to nie kończąca się konkurencja dodatkowych zajęć i porównywanie postępów w szkole. Przeciętne dziecko ma co najmniej kilka dodatkowych zajęć w ciągu tygodnia (pływanie, balet, taniec, śpiew, sztuka, gimnastyka, muzyka), a w starszych klasach prywatnych korepetytorów przedmiotów szkolnych.

No cóż szkoła pomimo, podobnych jak u nas deklaracji o wadze współpracy i dobrego samopoczucia, serwuje dzieciom końcowe testy egzaminacyjne. Testy decydują oczywiście o przyjęciu do szkół średnich oraz na studia.

Nieustanna walka rodziców o jak najlepsze szkoły jest chyba jeszcze bardziej widoczna niż w Polsce. Obowiązuje regionizacja szkół, więc lepsze szkoły oznaczają wyższe ceny domów w tej okolicy.


Kiedy myślę o przyszłości mojej córeczki, widzę ją jako szczęśliwą, niezależną istotę, która realizuje swoje pasje, kocha i jest kochana, zmienia świat i własne otoczenie na lepsze. Takie połączenie żeńskiej Indiany Jones, Angeliny Jolie, Matki Teresy i Dalajlamy. Widzę ja oczami wyobraźni jak przechodzi przez swoje życie bez żadnych problemów, wykorzystując wszystkie nadarzające się okazje, a ja wychowuję jej malutkie dzieci i spędzam z nimi urocze chwile w jej ukwieconym ogrodzie.

Jakoś nigdy nie widzę w jej życiu pracy w biurze, gburowatego i leniwego męża oraz ironicznych potomków, którzy wola tych “drugich” dziadków. Nie widzę kredytów mieszkaniowych, niespodziewanych zwolnień z pracy, niskiego poczucia własnej wartości, chorób i nieszczęść. Mam nadzieję ze to ją ominie.

I dlatego dbam o poziom szkoły do której chodzi, wysyłam ją na hiszpański, szukam zajęć z tańca i malarstwa. Dlatego zabieram ją na koncerty i do restauracji, żeby zaczęła doceniać inne atrakcje w życiu. Ale czasem kiedy porównuję z innymi mamami na szkolnym podwórku poziom jej czytania, pisania i dodawania czuję się bardzo niepewnie. Serce mi się ściska kiedy słyszę, że inne dzieci potrafią czytać bardziej skomplikowane książeczki, pisać dłuższe wyrazy i dzielić ułamki.

Kiedy więc wracamy do domu,  staram się z nią czytać, daję nagrody za ćwiczenie pisania i przy każdej okazji zadaję podchwytliwe pytania dotyczące dzielenia. Wszystko po to, by stworzony przeze mnie obraz idealnej przyszłości nie zawalił się z powodu jakiegoś zaniedbania z mojej strony.

Czasami jednak przemyka mi przez głowę myśl, ze tak naprawdę za bardzo naciskam. Wiem, że się stara i ku mojemu zdziwieniu widzi jak bardzo sprawdzam czy nie odstaje od reszty dzieci. Ostatnio stwierdziła, powtarzając pewnie za swoja nauczycielką, że mam przestać ją „zmuszać” do ćwiczeń pisania bo szkoła to nie „competition”.

Czy ja w ogóle chcę mieć geniusza? Naukowca? Księgową? Lekarza? Nie, ja chcę dać jej takie samo wsparcie w życiu jakie ja otrzymałam. Chcę, żeby wiedziała, że zawsze może na mnie liczyć i że wszystko jest możliwe. Że nie musi poddawać się stereotypom. Chcę wyrobić w niej ciekawość świata i umiejętność współczucia, nauczyć ją cieszyć się drobnymi rzeczami, łapać okruszki szczęścia kiedy tylko się pojawiają i podążać za nimi.

Czasami muszę się zatrzymać i pomyśleć czy skupiam się na właściwych rzeczach: Czy warto tak się przejmować jej poziomem czytania, pisania i liczenia, czy szukać więcej i więcej dodatkowych zajęć, z których każde jest tylko teoretycznie nastawione na przyszły sukces? Może o wiele lepiej byłoby zabrać ją nad morze, zbierać muszelki, zrobić piknik i opowiadać czarodziejskie baśnie, które zawsze dobrze się kończą? O dzielnej malej dziewczynce, która miała czarodziejskie moce i mogła spełniać marzenia.”

Angielskie dzieci ze swoją królową

Daylife

Jestem ciekawa, co powiedziałaby na to wszystko Pippi, ona przecież uważała, że „zbyt wiele nauki może zaszkodzić najzdrowszemu.”

Pippi w szkole

„Nie ma to jak szkoły w Argentynie – mówiła Pippi, wyniośle spoglądając z wysoka na dzieci. – Gdybyście do takich szkół chodzili! Tam ferie wielkanocne zaczynają się w trzy dni po feriach Bożego Narodzenia, a gdy ferie wielkanocne się skończą, to po tych trzech dniach są letnie wakacje. Wakacje letnie kończą się pierwszego listopada, a potem następuje ciężki okres aż do jedenastego listopada, kiedy zaczynają się ferie Bożego Narodzenia. (…)

– Hej, żegnajcie, dzieciaki! – krzyknęła wesoło. – Nie zobaczycie mnie tu w najbliższym czasie. Ale pamiętajcie zawsze, ile jabłek miał Axel, w przeciwnym bowiem razie będziecie nieszczęśliwi! Cha! Cha! Cha!

Śmiech Pippi dźwięczał w powietrzu, gdy wyjeżdżała przez bramę z takim pędem, że żwir pryskał spod kopyt konia, a szyby w oknach szkoły drżały.”

 

Mam wrażenie, że oficjalne systemy szkolne coraz bardziej separują cały proces uczenia się od życia i nie wiem czy tak zdobywana wiedza jest w stanie przynieść pożytek i szczęście.

Mając w pamięci słowa jednego z moich pedagogicznych autorytetów, staram się też pamiętać zawsze o wadze zabawy, wolnego czasu w życiu dzieci.

Bruno Bettelheim, w ciągle czytanej i pokrzepiającej mnie niezwykle książce „Wystarczająco dobrzy rodzice”, pisał:

„Biografie twórczych osób obfitują w opowiadania o długich godzinach spędzonych nad brzegiem rzeki na roztrząsaniu myśli, na błąkaniu się po lesie z wiernym psem czy na oddawaniu się marzeniom. Ale kto dzisiaj ma wolny czas i sposobność, by to czynić? Jeżeli jakiś młody człowiek odważyłby się na to, jego rodzice martwiliby się, widząc, że spędza czas tak mało konstruktywnie (…) A przecież rozwój życia wewnętrznego, włączając w nie fantazje i rozbudzone marzenia, to jedna z najbardziej konstruktywnych rzeczy, jakie może czynić rozwijająca się jednostka. (…)

Warunki współczesnego życia i postawy rodziców pozbawiają nasze dzieci wolnego czasu, w którym mogłyby opracować własne myśli – tak istotny element w rozwoju twórczości.”

Tylko wciąż pozostają do zdania testy egzaminacyjne …;)

Podobne Wpisy

Komentarze

Odpowiedz